STARDUST
Dobra, chcecie znać moją wersję historii współczesnego dance'u? Cóż. Był sobie taki francuski duet Daft Punk. Same nagrania firmowane tą nazwą wywróciły w połowie lat dziewięćdziesiątych do góry nogami wszelkie założenia "muzyki tanecznej", ale największą rolę odegrał chyba niepozorny side-project Thomasa Bangaltera, czyli Stardust. Choć sygnował zaledwie jedno małe wydawnictwo, dostarczyło ono kalki dla setek naśladowców i zdeterminowało dalszy bieg rozwoju "dance". Piosenka "Music Sounds Better With You" zamykała niczym w małej kapsułce wymagania dyskotekowego brylantu: miała ciągły basowy groove, zaraźliwy sample i mechaniczny, bossowski popowy wokal. Co zaś przede wszystkim miała, to niewiarygodnie trafiona sekwencja harmoniczna. Och, no i kapitalny teledysk o chłopięcej fascynacji latawcem i ucieczce w świat marzeń. W ten sposób narodził się jeden z najlepszych singli dekady. Patent oczywiście kopiowano później wielokrotnie. Co drugi hit w rodzaju "Lady" Modjo kradł tę samą strukturę równego, acz ciutkę nadszarpniętego bitu. Bangalter był pierwszy. Ilekroć wypływa na powierzchnię kawałek dorównujący świeżości i gibkości "Music Sounds Better With You", cieszymy się jak małe dzieci. Raduje się serce, raduje się dusza, gdy Porcys i spółka na wycieczkę rusza. Bo nie ma nic bardziej kręcącego, niż klubowy killer słodki jak bita śmietana i przyjemny jak saliva.
(Porcys, 2004)