STARS OF THE LID
And Their Refinement of the Decline (2007)
McBride i Wiltzie to dopiero "nigdzie się nie śpieszą"... Ale chyba przemierzają spory teren przez takie dwa dyski grubo wypełnione statycznymi impresjami, które wyglądają jak Ziemia po zagładzie, gdy nie ma już żadnych żyjątek. Sięgając po zardzewiałą formułkę recenzencką – "byłaby to potworna wizja, gdyby nie to, że brzmi tak cudownie". No bo właśnie, skąd to "upiększenie" w tytule.
Najlepszy utwór: "Apreludes (In C Sharp Major)" – jak zauważył pewien krytyk, w tym fragmencie najbliżej było tandemowi do poważki. Ale szansy ponoć nie wykorzystali. Nie mnie to oceniać i przecież nie wiemy czy takie są ich zamiary. Nie zaprzeczę wszakże, iż pod koniec łapią mnie skurcze w gardle.
(Offensywa, 2008)
Mało kto zauważył tę woltę – Wiltzie i McBride zrobili wielki krok naprzód zaopatrując swój medytacyjny ambient w akustyczną instrumentację i w efekcie ocierając się o poważkę (z takim "Apreludes In C Sharp Major" nie ma żartów). Panowie przemierzają kosmos na gigantycznych szczudłach. Wydaje się, że ich muzyka tkwi nieruchomo, ale każdy ruch to tysiące kilometrów.
(T-Mobile Music, 2011)
Nie pamiętam już, jak często od pandemii sięgam po kryształowe drone'y teksańskiego duetu. Czasem zastanawiam się ("...czy mój styl życia..."), dlaczego właściwie to robię – bo jestem zmęczony, a może chcę sobie udoskonalić upadek? Tytuły (pojedynczych tracków również) wiele sugerują, choć emocje towarzyszące temu zanurzeniu zależą od dyspozycji dnia. Zaduma nad schyłkiem cywilizacji? Znużenie codzienną rutyną? Lęk przed przemijaniem? "Słucham, żeby zapomnieć... O tym, że słucham". Ale "na szczęście... telewizja to pokazała" (Lepper) i Spoti to wykaże w podsumowaniu moich streamów za mijający rok.
Oczywiście nie byłoby tych impresjonistycznych monosymfonii bez Eno, Bryarsa, Pauline Oliveros, a może nawet Eliane Radigue, Feldmana, Pärta czy HIACYNTA Scelsiego. Jednak stopniowo poszerzający paletę od 4-trackowego lo-fi po niemal filharmoniczny rozmach i działający od pewnego momentu korespondencyjnie (Belgia-USA) Wiltzie i McBride wycisnęli z tych korzeni własny, niepodrabialny wywar, w swoim apogeum ewokujący też vibe neo-psychodelicznego stuporu wczesnych projektów Jasona Pierce'a, majestatycznej dystopii GY!BE albo islandzkich flirtów z orkiestrowym marazmem. NIECHAJ niedawne 20-lecie Tired Sounds będzie oficjalnym powodem, lecz "tak jak powiadam" – aktualnie oddycham tą soniczną mgłą.
Moje dyskretne top 5:
1. Apreludes (in C sharp major)
2. A Lovesong (For Cubs)+, Part 1
3. The Atomium, Part 2
4. Ballad of Distances, Part 2
5. Articulate Silences Part 1
(2021)