TANGERINE DREAM
Phaedra
Szalikowcom EL-MUZYKI pozostawiam technologiczną specjalizację o mechatronice oscylatorów, krokowych sequencerach czy taśmowych delayach. Z kilku zacnych dzieł Froesego (np. quasi-drone'owe Zeit, miększo-barwniejsza przejrzystość Rubycon czy leśny ambiencik Epsilon in Malaysian Pale) ten niepokojący dźwiękowy esej a propos osadzonych w dalekiej przyszłości dylematów "człowiek vs technologia" (hasło "soundtrack do Lema" jako oczywizm) "kopnął mnie najmocniej". Odloty w postaci "uciekających" wzwyż arpeggiów w wielowątkowej suicie tytułowej i pełne zadumy pejzaże trzech tracków uzupełniających budzą respekt dyscypliną konstrukcyjną. Zestaw ów wydaje się pomysłową kontynuacją "Srebrnych jabłek księżyca" (lol) Subotnicka, a zarazem praprzodkiem electro/techno/IDM-u, eksperymentów Björk z przełomu stuleci lub bardziej nam "kontemporalnych" zjawisk w rodzaju wczesnego Lopatina (...a może i zawiera – nie środkami, lecz "duchem" – zalążki statycznych odmian vaporwave'u?). "Można się zasłuchać".
highlight – https://www.youtube.com/watch?v=pwNwU34yvNg (evocative moment: ćwierkanie elektronicznych ptaków, tu i ówdzie)
(2018)
Edgar Froese
Gdybyśmy byli tu sprofilowani na "el-muzykę", to mówilibyśmy o tragedii stulecia, bo w końcu pożegnaliśmy polimata, koryfeusza i giganta tego rozdania. Ale o dziwo nawet bez elektronicznego skrzywienia miałem rok temu natychmiastową potrzebę zadumy nad "małością człowieka we wszechświecie" z towarzyszeniem dźwięków Tangerine Dream rzecz jasna. Niezliczona dyskografia człowieka, któremu przypisuje się słynny cytat "...jak tańczenie o architekturze" kryje kilka kamieni milowych kosmicznej muzy, zwłaszcza obrzędowo-psych-free-improv-rockowy debiut Electronic Meditation, proto-drone-dark-ambientowy Zeit, progresywno-berlińskie arcydziełko Phaedra czy niemal new age'owego cukiereczka Rubycon. A to tylko kropla w morzu nagrań, które pozostawił. Sprawa do spenetrowania na długie zimowe wieczory. Więc zacznijcie, teraz.
(Porcys, 2016)