Top 250 singli 2000-2009 (miejsca 250-201)
Na początku miało być równe 200, ale w trakcie przygotowań zorientowałem się, że za burtę wypadłoby sporo szlagierów, których absencja dręczyłaby mnie po nocach, więc zaokrągliłem nieco stawkę. Ale w sumie wychodzi po 25 super kawałków rocznie – myślę, że uczciwie, biorąc pod uwagę rozkwit mainstreamu w pierwszej połówce dekady i flux-popu w drugiej. Oczywiście chodzi o tracki posiadające atrybut "osobności", a nie rzeczy wydane "na singlu" (kategoria w 00s właściwie już nieistotna). Aha, te krótkie dopiski to żadne tam naukowe uzasadnienia, tylko luźne, niezobowiązujące skojarzenia. Po prostu bez opisów lista wyglądałaby "goło".
PS: Zestawienie opublikuję w pięciu częściach. Nie lubię takiego rozdrabniania, ale zdaje się, że panel dodawania postów na Musicspot ma swoje ograniczenia ilości znaków.
PS2: Nad tym artykułem pracowałem sobie na boku od wielu tygodni. Dlatego jeśli ktoś z czytelników zauważy, że jakiś link przestał działać, to proszę dać znać w komentarzach - podmienię. Z góry dzięki.
* * *
Lady Gaga mnie obrzydza. Z ciekawości, o co tyle hałasu, kupiłem sobie kiedyś The Fame Monster i uważnie przestudiowałem zawartość muzyczną. Wszystkie tracki cuchną gównem - wszystkie poza "Bad Romance". Nie tylko jest on tak zły, że aż dobry (jeśli estetyką LG jest muzyczny turpizm, to w tym wypadku wygrała z moim umiłowaniem piękna, przyznaję). Jest też coś jeszcze: czy ktoś z was zastanawiał się kiedyś nad rolą tego obleśnego "ra ra uh uh uh"? Otóż konstrukcyjnie jest to rodzaj lejtmotywu, riffu przewodniego, który - uwaga uwaga - nie znajduje odzwierciedlenia w żadnym innym fragmencie kompozycji. I z ręką na sercu nie przypominam sobie innego takiego utworu. To jest chore, dziwne i popierdolone. To jest coś takiego, że temat otwierający "Dancing Queen" nie miałby harmonicznego pokrycia w żadnym innym miejscu piosenki. A oczywiście ma, bo zwiastuje refren. Niechże więc "Bad Romance" reprezentuje na tej liście kurioza, które szczerze mnie fascynują i których szczerze nienawidzę zarazem.
249 Mariah Carey: I'm That Chick
Widzę, że gdzieś w creditsach zaplątął się Rod Temperton :)
248 Frank Nitt feat. DJ Quik & J. Black: L.O.V.E.
Druga i trzecia nuta basu! I potem co gra na mostku! Obczajcie na dobrym soundsystemie. Ja pierdykam! Poza tym czy wspominałem już, że mam słabość do raperów-krzykaczy?
247 Mariah Carey: We Belong Together
Atłasowa pościel bitu i to, jak ona go OPAŹDZIERZA swoim wokalem.
246 Merz: Lotus
Odżywają wspomnienia sprzed 11 lat. Przyszła wiosna i Maszynista wystawia z garażu Lotusa. I ja tam przy odbiorniku byłem, audycji dziennych i nocnych z rozdziawioną japą słuchałem.
245 Sean Paul feat. Keyshia Cole: Give It Up to Me
Czasami świerzbi mnie ręka, żeby olać Trójkę i ustawić sobie w kuchni i w aucie PLANETA FM :O
244 B15 Project: Girls Like This
Gdyby ktoś się zajawiał "nowatorstwem" Katy B - to tune sprzed 11 lat. Nie, żebym nie lubił Katy B.
243 Mariah Carey: Shake It Off
Kiedy dostanie wystarczająco figlarny bit (Jermaine Dupri, szacun) i jest w formie, to Mimi ciężko strącić z tronu.
Kate Bush ("Running Up That Hill") spotyka Grega Dulliego ("Somethin' Hot"). Dziękuję, do widzenia.
241 Friendly Fires: Paris (Aeroplane mix)
O jaaa, ile razy leciało na imprezach... Łezka się w oku kręci.
240 Snoop Dogg feat. Pharrell: Beautiful
Jedna laska z PFM zabawnie skomentowała kiedyś tego skręta. Coś w stylu "produkcja jest tak dobra, że AKTUALNIE zaczynam ufać w GŁUPIE GÓWNO, które Pharell do mnie mówi - że jestem jego ulubioną dziewczyną".
239 Beenie Man feat. Janet Jackson: Feel It Boy
Na wypadek gdybyście zapomnieli co wyczyniali Neptunes w 00s. Zaraz, pamiętacie, prawda? PS: LOL at Janet tutaj. I mam to na myśli w pozytywnym sensie.
Na wypadek gdybyście nadal używali powiedzenia "jak ze stadionu" w pejoratywnym sensie.
O, a tu Pharrell się pewnie z kimś założył, że umie zrobić refren a la Rich Harrison. Tym lepiej dla nas.
236 Bodyrox feat. Luciana: Yeah Yeah
Wyszło w tym samym roku, co Silent Shout. Zaznaczam to nieprzypadkowo.
Pomijając indie-epizod, tutaj się zaczęła Sofka. Uczcijmy to chwilą baunsu.
234 Prince: Fury
Nie widzę w sieci wersji studyjnej (znana sprawa), ale może i dobrze, bo obczajcie co KSIĄŻĘ (lol "ę") nadal wyprawia live.
233 Thieves Like Us: Drugs In My Body
Totalnie reminiscencje z powstawania magazynu "PULP", późny 2007. Idea zbliżona do Cut Copy - jakość na przecięciu synth-popu i didżejki. I chyba jednak one hit wonder.
232 Wynter Gordon: Surveillance
Wymaga kilkakrotnego przemaglowania. Inicjalnie lekko rozczarowuje. Nie zmarnujcie okazji.
231 Ayuse Kozue: Kimi No Yasashisa
Taku Takahashi to nie piłkarz z drużyny MEIWA, ale producent, któremu w tej chwili możecie podziękować.
230 Single Frame: Floral Design In a Straight Line
Gdzieś w okolicach 2003 przez parę dni był mały hajp na tę kapelkę, znaną wcześniej jako SINGLE FRAME ASHTRAY, lol. Co z nich zostało, to ta petarda z kilkoma zapłonami. Nie zapomnimy.
229 Doves: Rise
Rzadki okaz piosenki rockowej istotnie unoszącej się w powietrzu. "Nocny Ekspres" forever.
228 Kings Of Leon: Sex On Fire
Dobra, śmiejcie się, a Kurt Cobain, gdyby żył (tak a propos wczorajszej rocznicy), to by pochwalił na pewno. Klasyczna Nirvana w południowo-spoconej oprawie.
227 Groove Armada: Song 4 Mutya
Mutya Buena skradła tym panom karierę. Chociaż napisali to wprost pod nią (tekst!). Zjeżdżający klawisz w zwrotce <3
Szczyty emocjonalnie funkcjonalnej polimotywiczności w samplerce. Pankracy powraca.
225 Maximo Park: Postcard of a Painting
Trochę bawi mnie, że w połowie lat dwutysięcznych takie granie NAPRAWDĘ MNIE JARAŁO. Przypuszczalnie nigdy nie wrócę już do żadnej CAŁEJ płyty Futureheads czy tych tutaj, natomiast "Postcard" to jedna z najefektowniejszych adaptacji patentu "This Charming Man" ever. No i powrót do głównego riffu po mostku (około 1:30). Moc!
224 Nelly Furtado feat. Timbaland: Promiscuous
Swoboda, z jaką Mosley się tu przechadza po stylach i soundach... Skacze sobie z jakiegoś minimalistycznego r&b do regularnej 80s-owej klawiszowej ballady... W szoku.
223 Tom & Joyce: Bonito
Z biliarda anonimowych, bezimiennych, lounge'owych tracków rozsianych po składakach typu The Best of Bossanova Chill Out Vol. 14 ten jest prawdopodobnie najlepszy.
Klawy (!) pomysł z zalockowaniem gruwu basu i sprytny tekst, zdradzający dystans do swojego image'u - co przetarło szlaki dla późniejszego desantu Robyn na Amerykę. W ogóle mówienie do siebie "hey Annie" we własnym kawałku, how cool is that.
221 Osborne: Fire
Z cyklu: proste, a szlachetne. Stały punkt programu w moich wczesnych setach - korzystnie wpływa na rozkręcenie parkietu przed północą.
220 Amerie: Why Don't We Fall In Love
Wyraźnie słychać, że to dziś już nieco przestarzałe, archaiczne techniki, ale Harrison nadaje bitowi wymiar ponadczasowej gracji. Głos też nie przeszkadza, doh.
219 Jürgen Paape: So Weit Wie Noch Nie
Składnik dwóch kultowych kompilacji z 00s: trzeciego Kompakta i mixu Erlenda dla !K7. Sporo atramentu wylano już, by ująć w słowa alchemię tej mieszanki. Najbliżej był Mark Richardson.
218 Decemberists: Los Angeles, I'm Yours
Lepszy song, niż cokolwiek Manguma. Gdyby takie były całe płyty tego typu wykonawców, to normalnie bym ich słuchał.
217 Le Tigre: Deceptacon (DFA remix)
Lol - klasyk z czasów kiedy my wszyscy naprawdę myśleliśmy, że dance-punk to nie tylko teraźniejszość, ale i ewentualna przyszłość. Polecam oryginał, żeby zobaczyć co to znaczy kreatywny remiks. Nawet trochę sexy wyszło.
Przez tę listę przewijają się dresiarskie evergreeny - to jeden z najzacniejszych, przekonująco, choć nienachalnie czerpiący z egzotyki.
Białasowska (sex) bomba na jedno kopyto. Ale jak rozpierdala.
Uwielbiam to pogranicze samplowania i właściwie... miksowania cudzego kawałka. Luzactwo.
Tak, jestem niewolnikiem skutecznego french-touchu. Sorawa.
212 Shins: Kissing the Lipless
Moment jak koleś się wydziera tam pod koniec "youuuu've got too much to wear..." - ciarki - i kolejna z serii melodii, na które nikt wcześniej nie wpadł i "DLACZEGO?" - czyli Doug Martsch się kłania.
Jak highlight z płyty Kelsa z damskim voice'm. Popołudniowy, weekendowy chill.
210 Beenie Man & Mya: Girls Dem Sugar
Już się produkowałem o tym bicie (heh) - serio, brzmi jak kukułka w zegarze. Nie zestarzało się nic a nic. A Mya zapodaje taki aksamit, że wymiękam.
209 At The Drive-In: One Armed Scissor
W pół drogi między RATM i AYWKUBTTOD. Ale mocarz z gatunku takich, co ktoś kiedyś musiał wymyslić - sieje równą piąchą po ryju. Co było potem, to osobna historia.
208 Read Yellow: Model America
To do pary - najsilniej zdesperowany punkowy anthem dekady. Nie, żebym wciąż do tego wracał, ale zanegować surowizny nie zamierzam.
207 Snook: Snook, Svett Och Tårar
EJ obczajcie że to jest jakby zespół HIP-HOPOWY. Kurna żesz.
Ikoniczność i nieśmiertelność. Btw - tego nie produkował Horn (zajął się nimi 5 lat później), a to częsta obiegowa pomyłka. Iwan Szapowałow ukształtował cyfrowe uderzenie tego tracka. TS: Lena Katina vs. Nicola Roberts.
205 Jensen Sportag: Power Sergio
Niepozorny, ignorowany, cichy bohater dotychczasowego dorobku duetu z Nashville. Antycypował Pure Wet z palcem w dupie.
204 Dominique Leone: Clairevoyage
Och, nie każcie mi tego znów słuchać. A jednak środowiskowy meme jak się patrzy, c'nie.
Mój skryty soundtrack drugiej połowy dekady. Gdzieś, w tle, obok, na piątym planie, ten skromniacha był ciągle obecny. Zasłużenie.
202 Snoop Dogg feat. Pharrell: Let's Get Blown
W sporcie, w którym detale są wszystkim, Neptunes i Snoop kontrolują detale bardziej, niż wam się wydaje. Ten ukartowany, upozorowany, fikcyjny relaks siedzi w placu jak... [CENZURA].
201 Deekline & Wizard: Back Up (Love For the Music)
Gdyby Outkast nie spasowali po swoim White Album, to takie dania by serwowali. Ale wtedy musielibyśmy ich ukrzyżować i czekać na zmartwychwstanie, więc może dobrze. Co za dużo, to niezdrowo.
(Musicspot, 2011)