VANESSA DAOU

 

Zipless (1994)

Oto płyta-kuriozum, która w teorii wcale nie miała prawa się obronić. Na tle smooth-trip-hopowych bitów Vanessa śpiewa i deklamuje tu pseudo-poezję nowojorskiej literatki Eriki Jong, ociekającą erotycznymi insynuacjami i w sumie dość obscenicznymi obrazami, skrytymi pod płaszczykiem eleganckich metafor. Tymczasem zachodzi tu podejrzana koherencja: mąż Vanessy, produkujący płytę Peter, dodaje tym nieznośnym na sucho wersom sensacyjnego blasku. To jego kompozycyjnej kompetencji i wyczuciu kolorytu "Zipless" zawdzięcza artystyczny sukces – a w dalszej kolejności zniewalająco bujającemu w obłokach głosikowi Vanessy. Singlowe "Near the Black Forest" to małżeństwo Daou w pigułce: oniryczna ballada downtempo uwieńczona chorym, majaczącym refrenem (rozjeżdżające się intonacyjnie słowo "forest"!). "Autumn Perspective" mógłby parę lat później wysamplować Jan Jelinek. Kiedy sama Erica recytuje "Smoke", brzmi trochę jak Jim Morrison ze zbiorku "An American Prayer". W "Becoming a Nun" budzi się duch Sade, ale egzotyczne perkusjonalia do złudzenia przypominają "E2-E4" Manuela Göttschinga. Zachwyca też background jazzowy Petera – relacje między giętkim basem i odpływającym elektrycznym pianem w "Dear Anne Sexton" to już nie przelewki, tylko wprawki na zajęciach z harmonii. I tak niemożliwe stało się możliwe: pomimo wykorzystania wątpliwej jakości wierszy o zabarwieniu feministyczno-seksualnym, jakimś cudem "Zipless" okazało się perfekcyjnie enigmatycznym (nomen omen – tak, Enigma to całkiem przytomne skojarzenie) dziełem, które nie mogłoby powstać w żadnej innej dekadzie – to wibracje lat 90. w klinicznej postaci.
(T-Mobile Music, 2012)