WOMEN

 

Women (2008)

Pewien amerykański serwis stara się wciąż za wszelką cenę wypromować nowe młode kapele. Ci Kanadyjczycy wyjątkowo, jak na hajpy PFM, mają odpowiednie proporcje między bezczelnością i niechlujnością, a talentem.

Public Strain (2010)

Kto wie, jakie elementy szczególnie lubię w piosenkach, tego nie zdziwi, że uważam rytmiczne konstrukcje skromnych chłopaków z Calgary za rewitalizujące oblicze tamtejszej sceny post-gitarowej. Fragmenty ambientowe trochę zamulają i martwi mnie, że chłopaki kurczowo ściskają ten kameralno-gitarowy styl smęcenia a la Grizzly Bear (ach te karykaturalnie cicho zmiksowane wokale), ale dopóki kombinują z frazowaniem i metrum, to nie narzekam. Bo potem wchodzi takie "Locust Valley" i przejrzyste arpeggia gitary bronią się "same przez się".

***

Festiwalowe święto rozpoczęło się dla nas od skromnego koncerciku tej miłej młodej kapelki, która jeszcze może nie jest równie dobra, co polskie Kobiety (zespół, w sensie), ale ma na to zadatki. Chłopcy grali materiał ze swojego pysznie pokombinowanego zeszłorocznego debiuciku. Byli nieco wystraszeni w "uroczy", "słodki" ("cute") sposób, o ile mogę sobie pozwolić na takie spostrzeżenia, nie ryzykując zarzutów o mdłość. Ich podziały rytmiczne są totalnie pojebane, więc perkman wyglądał na niezwykle skoncentrowanego, a wieślarz po prawej ręce widza liczył ciągle takty, żeby się zwyczajnie na tak renomowanej arenie nie pomylić (inna sprawa, że był nieco przyćpany). Ale pewien spokój, opanowanie i łagodna ekspresja zgrabnie równoważyły te matematyczne harce. Doskonały aperitif przed resztą Primavery.
(Porcys, 2009)