XAVI

Zapytacie – a gdzie w tym barwnym krajobrazie CHŁOPACY? Otóż w powodzi świeżej chwytliwości honoru mężczyzn broni tylko Xavi, który dopiero co uplasował się na podium futbolistów XXI wieku według magazynu "Goal". Wymagający obszernej analizy kejs 20-latka z Arizony ewokuje oksymoron zdekodowany niegdyś przez redaktora MZ, a mianowicie że do działu rekomendacji wskoczył multimilionowy zdobywca Grammy pan John Legend, którego target Porcys kojarzył pewnie gorzej od niszowych indie rockowców "dojadających z nosa kulkę" (albo w ogóle). Tu analogiczna sytuacja, bo wypromowany na TikToku śpiewak ZAMELDOWAŁ się już w topce Billboardzie i słucha go blisko 15 milionów ludzi na Spoti, choć większość z Was prawdopodobnie nie ma zielonego pojęcia o kim mówię.

Żywe, dziarskie, natchnione, ale i przepełnione sporą dawką romantyzmu pieśni Joshuy Gutierreza Alonso to spełnienie marzeń tych konsumentów popkultury, którzy oglądając Desperado krzyczeli GDZIE ON STOM GITAROOOM, dziwili się widząc w podsumowaniach 90s nie tylko Buena Vistę, ale i solowego Ibrahima Ferrera, wreszcie mieli wstydliwą słabość do Gypsy Kings mimo obciachowego banalizmu ich kompozycji. Tak, Next to właśnie ta płyta, udowadniająca uniwersalne cechy meksykańskiego regionalizmu "corrido tumbado" i tłumacząca trapowe innowacje Bad Bunny'ego na język folkowego barda. Brak wypełniaczy, misterne zawijasy pudłówki (ach te wszechobecne półtonowe podciągnięcia) i raz porywający "jak na Stamford Iniesta", a za chwilę dojrzale opanowany ("spokój Xaviego") wykon za mikrofonem... "Ale kto to doceni – wszędzie sami dyletanci". Może sofomor obnaży "one trick pony", but until then... Andres, Twój ruch.
(Ekstrakt/Porcys)

XX

 

xx (2009, chamber pop) !5.9

Młoda formacja z Londynu znajduje się obecnie w centrum zainteresowania mediów. Tych czworo Anglików upodobało sobie kameralne, posępne, nastrojowe piosenki, które zostały niejako "rozebrane" z tradycyjnej faktury. Prawdopodobnie wzorem kultowej grupy Young Marble Giants muzycy xx stosują filozofię "mniej znaczy więcej", budując utwory jedynie z pomocą pojedynczych uderzeń w struny basu, zapętlonych bitów perkusyjnych, ascetycznych w wyrazie wokali i paru ozdobników (przestrzenne klawiszowe plamy lub pół-riffy gitary, zwykle na jednej strunie). Między poszczególnymi zagrywkami jest sporo "powietrza" – całość "oddycha" ciszą, która pełni w miksie rolę dodatkowego instrumentu. Ów minimal-pop, przywodzący chwilami na myśl nocne impresje zespołu Chromatics, wpierw fascynuje i porywa, by wkrótce wzbudzić podejrzenia. Dlaczego?

Szkoda bowiem, że te ciekawe zabiegi aranżacyjne mają względnie tani cel: wzbudzenie poczucia smutku i alienacji. To sprytny szantaż emocjonalny. Album ukazuje się w idealnym momencie, by spełnić funkcję ścieżki dźwiękowej do jesiennego spleenu wielu nastolatków tego świata – w duchu takich tuzów depresyjnego grania, jak The Cure, Jesus And Mary Chain, czy z nowszych Interpol. Od utalentowanych i jak rzadko kiedy świadomych debiutantów oczekiwałbym czegoś więcej, niż obowiązkowego dryfowania "w klimat". Na szczęście nadzieją są szeroko rozumiane "popowe" inspiracje grupy – dumnie deklarowane w materiałach promocyjnych i (bardzo) powoli przenikające do jej estetyki (tu najmocniejszymi dowodami pozostają: bonusowa przeróbka piosenki "Hot Like Fire" z repertuaru nieżyjącej już gwiazdy komercyjnego r&b, Aaliyah i numer "Infinity", będący de facto przyczajonym plagiatem "Wicked Game" Chrisa Isaaka).

Gdyby xx zapragnęli w tym kierunku rozegrać swoje dalsze poczynania, mogą się stać długo oczekiwaną rewelacją "ponad podziałami", łączącą rytmy i paletę dźwiękową chartsów z wrażliwością i inteligencją rodem ze sceny niezależnej. Czy środowiska, subkultury i style wymieszały się już na tyle solidnie, że taka hybryda jest możliwa? Druga płyta pokaże jakiego kalibru to zjawisko.
(Clubber.pl, 2009)

"Będąc krytykiem muzycznym" mam tu problem: jak oddzielić zawartość czysto muzyczną od atmosfery. Widzicie, płyta jest autentycznie dobra, ale wciągając jej depresyjne opary można bez trudu przewidzieć scenariusz: będzie (na mniejszą skalę) jak z Interpolem: teatralne gesty ze sceny, tabun zadumanych fanów z opuszczonymi głowami i stopniowa obniżka formy. Świat nie potrzebuje sfrustrowanych seksualnie smutasów z metropolii. Po zmroku Włosi robią to lepiej (get it?). Porada dnia: nie afiszuj się z inspiracjami komercyjno-popowymi (Missy, Aaliyah, Mariah Carey), jeśli ich w ogóle nie słychać, bo to tylko zostawia fana komercyjnego popu rozdrażnionym.

Coexist (2012, dream pop) !4.1

LOL.